Stelmet Enea BC Zielona Góra - King Szczecin 108:85 (24:16, 29:22, 30:22, 25:25)
Stelmet Enea BC: Zyskowski 17 (1x3) , Meier 16 (2), Radić 15 (1), Thomasson 12 (1), Hakanson 3 (1) oraz Gordon 14, Zamojski 13 (3), Ponitka 9, Koszarek 6, Traczyk 3 (1), Góreńczyk 0, Mąkowski 0.
King: Melvin 14 (2x3), Kikowski 13 (1), McCauley 12, Mustapić 6, Ware 5 (1) oraz Davis 14 (3), Bartosz 9 (1), Kuchark 4, Łapeta 4, Wilczek 4.
Sędziowali: Michał Chrakowiecki, Michał Sosin i Tomasz Langowski.
Widzów 2363.
Spotkały się dwie drużyny o może i zbliżonym bilansie (Stelmet Enea BC - 6 zwycięstw i 2 porażki; King - 5 i 3), ale to zielonogórzanie byli stawiani w roli faworytów, bo w ekstraklasie mogli się pochwalić serią pięciu wygranych. Z kolei szczecinianie w ostatnim czasie obniżyli loty i dwa razy z rzędu zeszli z parkietu pokonani.
Tymczasem w pierwszej kwarcie Stelmet nie od razu złapał właściwy rytm. Szwankowała zwłaszcza skuteczność rzutów z gry. Na nasze szczęście, King też nie prezentował nic specjalnego, więc nie odskoczył na więcej niż 5 punktów (7:12 po trójce Clevelanda Melvina w 4 min). Ben McCauley, który na początku łatwo radził sobie z Ivicą Radiciem, szybko został „spacyfikowany”. W połowie kwarty zielonogórzanie chyba już złapali to, o co chodzi trenerowi Žanowi Tabakowi, bo w 8 min, po trafieniu Drewa Gordona, prowadzili 20:14.
W drugiej odsłonie okazało się, że goście ze Szczecina raczej nie będą równorzędnym rywalem dla Stelmetu. Gospodarze „odjeżdżali” w tempie błyskawicznym i w 15 min, po trzech celnych rzutach wolnych Łukasza Koszarka, zrobiło się 43:23. Gdyby nie lekkie rozprężenie i chwilowa niefrasobliwość w kolejnych minutach, przewaga na półmetku pewnie byłyby wyższa niż 15-punktowa.
Spoglądając na statystyki po dwóch kwartach, można było zauważyć, że zielonogórzanie zdecydowanie celniej rzucali za dwa (15/22 i 68,2 proc. skuteczności - 11/25 i 44 proc.), lepiej zbierali (24:11), lepiej dzielili się piłką (17:11 w asystach). Uwagę zwracał dorobek Tony’ego Meiera - 16 punktów.
Klucze do zwycięstwa się nie zmieniają, bo najważniejsza jest obrona, zatrzymanie przeważnie dwóch zawodników, którzy są najważniejszymi punktami tych drużyn, i to się udało.
W trzeciej kwarcie Stelmet popisał się serią 16:0 i w 24 min, po akcji Marcela Ponitki, prowadzenie osiągnęło rekordowe rozmiary 70:42. Chwilę wcześniej kibice ryknęli z radości i podziwu zarazem, gdy Gordon potężnym wsadem umieścił piłkę w koszu po niecelnym rzucie Meiera. Rywale nie mieli już żadnych atutów. King był nagi...
Setka „pękła” w 38 min, po celnym rzucie wolnym Koszarka, wykonywanym po przewinieniu technicznym McCauley’a. Trener Tabak dał szansę wszystkim swoim koszykarzom, w końcówce nie tylko Kacprom: Mąkowskiemu i Traczykowi, ale także Miłoszowi Góreńczykowi. Warto zaznaczyć, że Stelmet grał do końca, wynik meczu ustalił Radić, trafiając za trzy równo z ostatnią syreną.
- Klucze do zwycięstwa się nie zmieniają, bo najważniejsza jest obrona, zatrzymanie przeważnie dwóch zawodników, którzy są najważniejszymi punktami tych drużyn, i to się udało - ocenił Ponitka, mając na myśli Dustina Ware’a i Pawła Kikowskiego.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?