MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Partie są jak dwory, a politycy jak władcy

Zbigniew Borek 95 722 57 72 [email protected]
Jarosław Macała Politolog, dr hab, profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego. Pracuje w Instytucie Politologii.
Jarosław Macała Politolog, dr hab, profesor Uniwersytetu Zielonogórskiego. Pracuje w Instytucie Politologii. Mariusz Kapała
- Gołym okiem widać, że niektórzy parlamentarzyści sterują samorządem województwa, choć to przecież nie ich zakres kompetencji. Do dziś nikt nie uznał za stosowane wytłumaczyć opinii publicznej, dlaczego odwołano poprzedniego marszałka lubuskiego Marcina Jabłońskiego - mówi prof. Jarosław Macała.

- Czy lubuscy parlamentarzyści to mocna ekipa?
- Niestety. Ich siła przebicia jest mierna. Nawet w szeregach własnych partii są - może z wyjątkiem Józefa Zycha z PSL - postaciami mało znanymi. Jeśli mało znaczysz, to i mało możesz załatwić. Choć parlamentarzyści z mocy Konstytucji są przedstawicielami narodu, a nie regionów czy miast, to jednak - czy nam się podoba, czy nie - o ocenie ich pracy decyduje skuteczność w rozwiązywaniu konkretnych problemów.

- Jak pan wobec tego ocenia pracę konkretnych posłów i senatorów?
- Nie czuję się na siłach, by mówić o każdym z osobna, ale rzuca się w oczy np. aktywność senatora Stanisława Iwana w sprawach energetyki czy generalnie mała operatywność posła PO z Nowej Soli Bogdana Bojki. Sądzę, że w jego przypadku jest to efekt braku doświadczenia, a to z kolei wynika ze złego systemu awansu politycznego w naszym kraju. Aby zostać kandydatem na posła czy senatora w krajach o ugruntowanej demokracji, trzeba najpierw latami terminować w samorządach lokalnych, asystować politykom, stopniowo pnąc się w górę nie tylko po drabinie awansu, ale też kompetencji politycznych. U nas natomiast - i nie mam na myśli tylko woj. lubuskiego - zbyt często o znalezieniu się na listach wyborczych decydują kryteria towarzyskie: kto kogo lubi i nie lubi, kto podpadł szefowi partii albo kogo wyciąć, żeby nie stanowił dla niego zbyt groźnej konkurencji. Nasze partie mają charakter dworski. Co do skuteczności posłów i senatorów w regionie, to oni sami najlepiej się oceniają. Politycy PiS skrytykowali lubuski zespół parlamentarny za to, że służy zbijaniu kapitału politycznego przez jego szefa Józefa Zycha albo szefowej PO Bożenny Bukiewicz.

- Mówił mi o tym senator PiS Władysław Dajczak, a poseł tego ugrupowania Marek Ast zdecydował się nawet ten zespół opuścić.
- Jak więc widać, z jednej strony jest deklarowana publicznie chęć współpracy, z drugiej - kwasy, choć parlamentarzyści różnych opcji powinni działać razem na rzecz regionu. I tych konkretnych spraw, w które się angażują jest strasznie mało. Np. posła Jerzego Maternę było widać przy okazji prywatyzacji zielonogórskiego Lumelu, choć nie można powiedzieć, żeby był skuteczny. Środowisko biznesowe w Gorzowie od lat zabiega o oddział Krajowego Rejestru Sądowego, parlamentarzyści są niby za, ale też niczego nie załatwili. Ich aktywność jest za to zbyt duża tam, gdzie nie trzeba.

- Co pan ma na myśli?
- Gołym okiem widać, że niektórzy parlamentarzyści sterują samorządem województwa, choć to przecież nie ich zakres kompetencji. Proszę zwrócić uwagę, że do dziś nikt nie uznał za stosowane wytłumaczyć opinii publicznej, dlaczego odwołano poprzedniego marszałka lubuskiego Marcina Jabłońskiego. Mówiło się, że to znany z poprzedniego ustroju kopniak w górę, bo miał rzekomo awansować do Warszawy. Ostatecznie wrócił do Słubic i tyle.
Na jego miejsce powołano Elżbietę Polak, która przecież za Jabłońskiego była marszałkiem. Jeśli tamten zarząd województwa działał nie tak, pewnie obciąża to również panią Polak. Ale tego znów nikt nie tłumaczy, więc wniosek nasuwa się sam: nie chodzi o kompetencje, tylko o wierność. To klasyczne sterowanie samorządem z tylnego siedzenia, bardziej w interesie własnym czy własnej partii niż regionu i ogółu jego mieszkańców. Powtórzę jednak: Lubuskie nie jest tu wyjątkiem. Dla parlamentarzystów samorządy stały się strefą wpływów, bo tam są posady i pieniądze do rozdzielania, a oni w razie czego nie ponoszą żadnej odpowiedzialności.

- A gdzie tu jest miejsce dla wyborców?
- Miejsce dla wyborców oczywiście jest i to nie tylko przy urnie. Warto, żeby śledzili poczynania polityków przez całą kadencję i oceniali ich, kiedy tylko mogą. Kłopot w tym, że bardzo wielu mieszkańców w ogóle nie zna swoich parlamentarzystów. Z jednej strony dowodzi to niskiego zainteresowania polityką, ale z drugiej pokazuje, jak słaby jest kontakt posłów czy senatorów z ludźmi, przez których zostali wybrani i dla których przecież pracują. Niektórzy parlamentarzyści sądzą, że wystarczy otworzyć jak najwięcej biur i ich filii - nawet jak się w nich później nic nie dzieje - i pokazywać się w telewizji. Na dłuższą metę to jednak nie wystarczy. Trzeba się z ludźmi spotykać regularnie, a nie tylko podczas kampanii, trzeba organizować dyżury własne i specjalistów, trzeba biura parlamentarne prowadzić naprawdę, a nie fikcyjnie. Inaczej politycy odrywają się od rzeczywistości. To z kolei zniechęca świadomych wyborców. Coraz mniej ich chodzi na wybory, a politycy wstawiają na listy nie zawsze tych, którzy są do tego najbardziej przygotowani. I tak kółko się zmyka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska