MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sędzia: Wina prezydenta Gorzowa nie budzi żadnych wątpliwości

Tomasz Nieciecki 95 722 57 72 [email protected]
Sędzia Dariusz Hendler odczytywał wyrok i uzasadniał go przez cztery godziny. Zwracał uwagę na wielowątkowy i poszlakowy charakter procesu. Odnośnie osób z najsurowszymi wyrokami, w tym prezydenta, mówił: - Te osoby najwięcej zdziałały, miały moc sprawczą, faktyczny wpływ na całą sprawę.
Sędzia Dariusz Hendler odczytywał wyrok i uzasadniał go przez cztery godziny. Zwracał uwagę na wielowątkowy i poszlakowy charakter procesu. Odnośnie osób z najsurowszymi wyrokami, w tym prezydenta, mówił: - Te osoby najwięcej zdziałały, miały moc sprawczą, faktyczny wpływ na całą sprawę. Wojciech Krajnik
- Społeczna szkodliwość czynu prezydenta wyraża się przede wszystkim w tym, że był nielegalny. Ale także w tym, że było w to zaangażowanych bardzo wiele osób, które musiały pójść na kompromisy moralne, popełnić przestępstwa, żeby nie ponieść śmierci cywilnej w tym środowisku - uzasadnia wyrok sędzia Dariusz Hendler. Na przykładzie przekrętu z fikcyjną dostawą drzewek pokazuje mechanizm najgłośniejszej afery w historii miasta.

O co dokładnie oskarżyła prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka prokuratura? Nie, nie o korupcję, jak uważa wielu Czytelników. To prawda, szczecińska prokurator Ewa Cybulska mówiła na zakończenie procesu, że korupcja w miejskich inwestycjach była porażająca, a i tak śledczym udało się udowodnić jedynie ,,czubek góry lodowej''. - Bez przyzwolenia prezydenta i jego urzędników korupcja nie byłaby możliwa na tak wielką skalę - podkreśliła prok. Cybulska. Jej zdaniem istniał układ władz Gorzowa i przedsiębiorców budowlanych, na którym miasto straciło w sumie 6 mln zł, płacąc m.in. za niewykonane prace. Dla oskarżonych zażądała wysokich kar więzienia, bo jej zdaniem przestępstwa ludzi powszechnie szanowanych, tzw. białych kołnierzyków, zasługują na szczególne potępienie.

O co go oskarżono?

Jednak Jędrzejczak nie usłyszał żadnego korupcyjnego zarzutu. Został oskarżony o to, że w kwietniu 2000 r. w celu ,,osiągnięcia korzyści majątkowej przez inne osoby'' polecił prezesom spółek PBI Zygmuntowi M. (to dzięki niemu śledczy wpadli na trop całej afery budowlanej, współpracował z nimi i dostał łagodniejszą karę) i Marciniak SA Zbigniewowi M., żeby zapłacili po 400 tys. zł za fikcyjną dostawę roślin ozdobnych. Pieniądze dostał właściciel firmy zieleniarskiej z Żywca Krzysztof Winiarski. - Prezydent wiedział, że taka dostawa nie nastąpi. Działając w ten sposób, wykorzystał uzależnienie przedsiębiorców od możliwości uzyskania przez nich zleceń na inwestycje miejskie - uważa prokuratura.

Prezydenta oskarżyła także o to, że w 2001 r., ,,działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej dla innego podmiotu'', zdecydował o wypłacie z miejskiej kasy 200 tys. zł na rzecz PBI za jeden z etapów trasy średnicowej, który nie został wykonany. Zdaniem prokuratury był to częściowy zwrot 400 tys. zł, które właściciel firmy zapłacił za fikcyjną dostawę drzewek.

Kolejny zarzut wobec prezydenta: w 2002 r., ,,działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej dla innego podmiotu'', w czasie budowy fragmentu drogi nr 22 w Gorzowie, podpisał z Marciniak SA porozumienie na wykonanie dojazdu do tej firmy wraz z wagą towarową za 370 tys. zł. Tym samym przekroczył swoje uprawnienia, bo ,,wiedział, że były to roboty spoza terenu objętego kontraktem''. Nadto wartość księgowa zlikwidowanej starej wagi wynosiła 1,1 tys. zł, za nową miasto zapłaciło 51 tys. zł. Miała to być rekompensata za drzewka.

Prezydent został oskarżony także o to, że 1 lipca 2002 r., ,,działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadził towarzystwo ubezpieczeniowe Compensa do niekorzystnego rozporządzenia mieniem''. Zgłosił bowiem żądanie zapłaty 617 tys. zł za źle wykonane przez PBI prace. Tymczasem termin na zgłaszanie żądania upłynął we wrześniu 2001 r., a wcześniej specjalna komisja odebrała budowę bez zastrzeżeń, do tego wartość usterek wyniosła jedynie 273 tys. zł.

Śledztwo w tej sprawie trwało 5 lat, proces 2,5 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło 19 osób, głównie przedsiębiorcy budowlani prowadzący miejskie inwestycje i urzędnicy. W piątek 8 lipca trzy osoby zostały uniewinnione, reszta usłyszała wyroki skazujące (podaliśmy je szczegółowo przed tygodniem w Magazynie ,,GL'', ,,Wyroki musiały być surowe''). Prezydent ma iść do więzienia na 6 lat, zwrócić syndykom upadłych firm i Urzędowi Miasta 1 mln zł i zapłacić 17,5 tys. zł grzywny. Przez osiem lat nie będzie mógł pełnić funkcji publicznych. Został uniewinniony jedynie z zarzutu działania na szkodę Compensy. Wyrok jest nieprawomocny. Prezydent uważa, że został skrzywdzony. - Sędzia dał wiarę prokuraturze, nie posłuchał oskarżonych i ich obrońców. Jestem niewinny. Będę się odwoływał - zapowiedział Jędrzejczak.

Tak to było z drzewkami

Jak sędzia uzasadnił wyrok wobec prezydenta? - Materiał dowodowy absolutnie i jednoznacznie potwierdził winę Tadeusza Jędrzejczaka w zakresie trzech spośród czterech stawianych mu zarzutów - wyjaśnia sędzia Dariusz Hendler. Mechanizm afery budowlanej objaśnia na przykładzie zapłaty za fikcyjną dostawę drzewek. Oto jaki stan faktyczny zdarzeń przyjął sąd.

Wszystko zaczęło się w październiku 1999 r. Krzysztof Winiarski z Żywca, właściciel firmy Konserwacja Zieleni i Rekultywacja Nieużytków, skontaktował się z Andrzejem Jamrozkiem, ówczesnym prezesem Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie. Obiecał mu 300 tys. zł w zamian za załatwienie zlecenia za 2 mln zł na nasadzenia miejskie.

- Wcześniej pan Winiarski zwrócił się w tej sprawie do znanego mu posła Frasyniuka, jednak został zbyty. Następnie udał się do senatora Okrzesika, powołując się na przesadzone okoliczności z przeszłości, jakoby w dawnych czasach pomagał ukrywać się panu Frasyniukowi. W każdym razie dzięki wstawiennictwu pana Okrzesika pan Winiarski nawiązał kontakt z prezesem Jamrozkiem i ruszyła cała sprawa - opowiada sędzia Hendler.

Jamrozek skontaktował się z dyrektorem Agencji Mienia Wojskowego w Gorzowie Włodzimierzem Strzemieckim i umożliwił Winiarskiemu spotkanie w Urzędzie Miasta z prezydentem. Jędrzejczak obiecał przedsiębiorcy z Żywca, że umożliwi jego firmie dostawy zieleni dla firm z Gorzowa i na potrzeby inwestycji miejskich. - Ale nie na kwotę 2 mln zł, lecz mniejszą. Prezydent zapewnił go, że nie ma powodów do obaw, żeby wskazani przez niego przedsiębiorcy nie wywiązywali się z zobowiązania. Mówił, że z pewnością zapłacą faktury, gdyż są od niego zależni z powodu możliwości uczestniczenia w miejskich inwestycjach - opowiada sędzia. Oddaje Jędrzejczakowi sprawiedliwość, że pierwotnie, gdy zjawił się w Agencji Mienia Wojskowego w Gorzowie na spotkaniu z Jamrozkiem i Winiarskim, chciał zbyć temat. - Mówił, że niech agencja sobie kupi te drzewka i gdzieś posadzi, np. na poligonie czy gdziekolwiek. Kiedy miasto miało już wynegocjowaną cenę za zakup ponad 500 ha terenów popoligonowych, które agencja sprzedawała przy ul. Myśliborskiej, pan Jędrzejczak zgodził się na propozycję pana Winiarskiego w zamian za tańsze nabycie nieruchomości na potrzeby miasta. Według dyrektora Strzemieckiego - czemu sąd dał wiarę - pan Jamrozek obniżył cenę 578 ha o 1 mln zł i rozłożył płatność na raty na dwa procent - sędzia Hendler relacjonuje przebieg zdarzeń. Podkreśla, że nie ma żadnego dowodu na to, żeby Jędrzejczak działał w swoim interesie. - Jednoznacznie z przeprowadzonych dowodów wynika, że zgodził się na tę propozycję, negocjując korzystniejsze warunki nabycia nieruchomości od agencji dla miasta. Wprawdzie pan Winiarski, kiedy mówił o tym, że uzgadniał wysokość korzyści majątkowej dla Andrzeja Jamrozka, wskazał, że część niej, może połowa, miała zostać w Warszawie, a część w Gorzowie. Nigdy się jednak nie dowiedział, o co chodziło z tym Gorzowem - mówi sędzia Hendler.

Po upływie pewnego czasu prezydent powiadomił telefonicznie Winiarskiego, aby zabrał swoje biuro i przyjechał do Gorzowa, gdzie ,,będzie wystawiał faktury''. - 25 kwietnia 2000 r. pan Winiarski spotkał się z prezydentem w Urzędzie Miasta i dostał adresy firm PBI i Marciniak SA, gdzie miał pojechać i wystawić faktury po 400 tys. zł za zieleń bez ich dostawy. Ten fakt wynikał z wyjaśnień pana Winiarskiego, a także Zygmunta M., któremu prezydent obiecał zwrot tych pieniędzy na inwestycjach miejskich. Zarówno Zygmunt M., jak i Zbigniew M. wyjaśnili, że na żadną z realizowanych wówczas miejskich budów nie były potrzebne takie ilości drzewek ozdobnych (po 89 tys. sztuk), ale zgodzili się na przyjęcie do realizacji faktur - mówi sędzia Hendler. 27 i 28 kwietnia do Żywca poszły przelewy.

Prezydent, będąc wówczas także posłem, w czasie przypadkowego spotkania w Sejmie, powiedział posłowi Władysławowi Frasyniukowi, że pomógł Winiarskiemu. Potem i podczas śledztwa, i na procesie Frasyniuk konsekwentnie zeznawał, że Jędrzejczak mówił, iż pomógł jego kuzynowi czy szwagrowi (tego nie był pewien).
- Nie ulegają żadnej wątpliwości okoliczności i cel działania związane z tą operacją. Ta transakcja odbijała się czkawką jeszcze przez następny rok. Chodzi o to, że oczywistym było, że skoro Zygmunt M. i Zbigniew M. wydatkowali po 400 tys. zł z budżetu swoich firm, będą chcieli je odzyskać. W przypadku Marciniak SA w ocenie sądu spółka dostała rekompensatę na budowie drogi nr 22 w postaci korzystnej zamiany działek, zrobienia wjazdu do firmy oraz nowej wagi - wyjaśnia sędzia.

Jak próbował odkuć się Zygmunt M.? Najpierw zawyżył jedną z faktur za niewykonane prace na trasie średnicowej o 214 tys. zł, za co magistrat mu zapłacił. Potem był kolejny przekręt z zielenią na trasie średnicowej. Kosztowała 237 tys. zł. - Zieleń wykonała własnym sumptem i na swój koszt firma Poraj Wawrzyńca Zielińskiego, a płatności dokonano na rzecz PBI. Mówimy więc już o ponad 400 tys. zł, które wróciły do tej firmy. Zygmunt M. skwitował to słusznie, choć nie wiem, czy nie przewrotnie, wziąwszy pod uwagę poczynania z tamtych lat, że Poraj nie wystąpił do PBI o zapłatę za te roboty. Rzeczywiście, formalnie Poraj nigdy nie był podwykonawcą PBI na tamtym zadaniu. Andrzej K. (ówczesny wiceprezydent - dop. red) tak pokierował całą sytuacją, że pan Zieliński był święcie przekonany, że z kontraktu wyłączono zieleń i że ją wykonał bezpośrednio dla miasta. Tymczasem do wykonania tej zieleni było zobowiązane PBI. I to ono po odbiorze tych prac wystawiło fakturę. Firma Poraj nigdy nie otrzymała zapłaty za tę zieleń, choć pan Zieliński ubiegał się o to. Analiza jego zeznań pokazuje, jak bardzo były pokrętne ścieżki załatwiania tych spraw - podkreśla sędzia Hendler.

Wiceprezydent Andrzej K. poinformował Zielińskiego, żeby o zapłatę za zieleń zwrócił się do Urzędu Miasta. W 2002 r. przedsiębiorca wraz z kolegą spotkał się z Jędrzejczakiem. - Prezydent powiedział, że zrobi wszystko, żeby mu to zostało zapłacone. Do załatwienia tej sprawy miało dojść u naczelnika wydziału inwestycji Ż. Stwierdził on, że ma do dyspozycji 100 tys. zł. Powiedział Zielińskiemu, żeby wystawił kosztorys na trochę ponad tę kwotę. On podkreśli i podpisze. Po kilku dniach okazało się, że pieniądze poszły już na PBI. Padła wówczas kolejna nieuczciwa propozycja, żeby Zieliński zrobił kosztorys na ,,brązowe'', czyli na ziemię. Nie zgodził się. Na trzecią propozycję także się nie zgodził, to doprowadziło do ostatecznego zerwania negocjacji. Jak mówi, pod koniec 2003 r. Tadeusz Jędrzejczak zaprosił go do siebie, aby w ramach rozliczenia zieleni korzystnie kupił od miasta działkę. Po odmowie usłyszał od prezydenta, że stracił do niego zaufanie i żadnych pieniędzy nie dostanie - relacjonuje sędzia Hendler.

Podkreśla, że opowiedział o tym ze szczegółami, ponieważ oceniając zarzuty stawiane Jędrzejczakowi, musiał odpowiedzieć na pytanie, na czym polega społeczna szkodliwość jego decyzji w sprawie drzewek (która - jak się okazało - pociągnęła za sobą kolejne przestępstwa). Zwłaszcza, że punktem wyjścia było działanie w interesie miasta, tzn. obniżenie kosztów zakupu byłych poligonów od Agencji Mienia Wojskowego.

- W pewnym sensie można by przewrotnie mówić, że byłby zysk. No bo miasto skorzystało z 1 mln zł obniżki za ziemię, do tego dostało płatność na raty, a miało wówczas problem finansowe. Nawet jeżeli firmy budowlane miałby sobie nieuczciwie zrekompensować na inwestycjach miejskich 801 tys. zł wydane na fikcyjną dostawę drzewek, to można byłoby powiedzieć, że właściwie bilans dla miasta był dodatni. Oczywiście, nie można tak na to patrzeć. I sąd tego nie zrobił. Społeczna szkodliwość czynu prezydenta wyraża się przede wszystkim w tym, że jest to nielegalne działanie. Ale także w tym, jak wiele osób musiało się ugiąć pod presją pierwotnej decyzji prezydenta w sprawie drzewek, ile osób musiało złamać prawo, żeby doszło do ukrycia tamtego przestępstwa. Bardzo wiele osób musiało pójść na kompromisy moralne, żeby nie ponieść śmierci cywilnej w tym środowisku. W tym się wyraża społeczna szkodliwość tego typu zachowań - uzasadnia sędzia Hendler.

Pod ich wpływem się uginali

Wyroki skazujące na bezwzględne więzienie usłyszeli prócz prezydenta także były wiceprezydent i wojewoda Andrzej K. (3,5 roku więzienia, 7 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych, 1 mln zł na rzecz Urzędu Miasta, 7,5 tys. zł grzywny) oraz współwłaściciele Budinwestu Janusz K. (7 lat więzienia, przepadek 240 tys. zł, 9 lat zakazu pełnienia funkcji związanych z odpowiedzialnością za mienie i pracy jako inżynier na budowach, 40 tys. zł grzywny) i Ryszard S. (5 lat więzienia, przepadek 240 tys. zł, 7 lat zakazu pełnienia funkcji związanych z odpowiedzialnością za mienie i pracy jako inżynier na budowach).
Sędzia Hendler wyjaśniał, że różnicował ich wysokość w zależności od roli oskarżonych w aferze. Odnośnie osób z najsurowszymi wyrokami, w tym prezydenta, mówił: - Te osoby najwięcej zdziałały, miały moc sprawczą, faktyczny wpływ na całą sprawę. Pod ich wpływem ugięło się wiele osób.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska